Poprzenia strona...
Wiadomości


Fundacja "Kierowca Bezpieczny"
Wywiad dla "Marketing w Praktyce"

Z kierowcą rajdowym - mistrzem Polski i Europy, założycielem Fundacji „Kierowca Bezpieczny" i współzałożycielem pierwszej profesjonalnej szkoły doskonalenia jazdy SJS Anna Dziadkiewicz rozmawia nie tylko o trudach bycia gwiazdą, ale także o sztuce tworzenia wiarygodnej marki.

Anna Dziadkiewicz. Udziela Pan wielu wywiadów. Część dotyczy Pana osoby, jako sportowca - kierowcy rajdowego, a drugie tyle fundacji, którą Pan założył. Czy trudno być twarzą tak odpowiedzialnej akcji?

Krzysztof Hołowczyc. W ogóle nie jest łatwo być osobą publiczną. I nie chodzi tu tylko o szczególne zainteresowanie mediów. Na co dzień, na każdym kroku jest się zaczepianym, proszonym o autografy i wspólne zdjęcia i trzeba - niezależnie od nastroju czy samopoczucia - miło się uśmiechać i dawać poklepywać po plecach... Życie pod stałą obserwacją mediów i fanów jest męczące, na dłuższą metę wręcz uciążliwe. Ale zawsze jest coś za coś. Ten brak intymności i swobody jest właśnie ceną popularności. Przypadek promowania poprzez moją osobę działań fundacji trudno odseparować od innych działań sportowych, medialnych czy marketingowych, w których uczestniczę. Przypuszczam, a przynajmniej mam taką nadzieję, że ludzie odbierają mnie jako sportowca, doświadczonego kierowcę, który swój autorytet wykorzystuje w walce o słuszną sprawę.

A.D. Akcja skierowana jest głównie do ludzi młodych, którzy lubią szybką, rajdową jazdę. Tymczasem hasło fundacji: „Jedź bezpiecznie" wielu interpretuje jako „Jedź wolniej". Czy to nie kłóci się zbytnio z Pana wizerunkiem podziwianego kierowcy rajdowego? Dostrzegam tu pewien dysonans.

K.H. Ja takiego dysonansu nie widzę. Kto, jak nie kierowca rajdowy, wie lepiej, jak cienka jest granica między życiem a śmiercią, gdy decyduje o tym ułamek sekundy dekoncentracji, spóźniona reakcja czy minimalnie większa prędkość wejścia w zakręt. To właśnie kierowcy rajdowi są postrzegani przez zwykłych kierowców jako autorytety w sprawie prowadzenia samochodu. Niestety, apele urzędników czy policjantów o wolniejszą jazdę nie skutkują. Okazuje się, że ludzie ci nie stają się autorytetami dla odbiorców, bo ich przestrogi traktowane są jako wykonywanie przez nich pracy, spełnianie obowiązku, za co się im płaci. A jeśli przekaz jest niewiarygodny, zostaje odrzucony. Szczególnie ludzie młodzi potrzebują silnych auto­rytetów. O mnie wiadomo, że kocham adrenalinę, szybką jazdę i także to, że wiem, co oznacza niepotrzebne ryzyko. Właśnie dzięki temu łatwiej mi wytłumaczyć, że zwykła droga to nie odcinek rajdowy.

A.D. Uważa Pan, że trudno sprostać zobowiązaniu, jakie nakłada ta akcja?

K.H. Rozumiem, że pyta Pani w ten sposób, czy mnie samemu zdarza się łamać przepisy ruchu drogowego. Odpowiem tak: staram się jeździć po normalnych drogach maksymalnie roz­ważnie i bezpiecznie, szanując innych uczestników ruchu. Ale
na pewno nie jestem bez grzechu. Wszyscy widzimy, jak marne mamy drogi i jak słaba jest organizacja ruchu, co niejednokrotnie w pewien sposób wymusza nierespektowanie przepisów. W na­szym kraju jest to powszechne zjawisko. Musimy starać się to zmieniać, choć nie jest to łatwe zadanie, bo zwykle się gdzieś spieszymy, za czymś gonimy... Natomiast, jeżeli chodzi o inne założenia akcji, to nigdy nie zdarzyło mi się wsiąść do samochodu po wypiciu nawet najmniejszej ilości alkoholu. Uważam, że to coś najgorszego. W stanie nietrzeźwym jest się zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla innych. Fundacja propaguje również życzliwą i przyjazną postawę za kierownicą i taką właśnie staram się zawsze zachowywać. Jestem wyrozu­miały dla innych uczestników ruchu drogowego - nie trąbię, nie wyzywam. Naprawdę uważam, że takie zachowanie tylko wyzwala niepotrzebne, negatywne emocje.

A.D. Niektórzy podkreślają, że Krzysztof Hołowczyc jest sam w sobie marką. Pozwolę więc sobie zapytać - marką czego? Czy rozdrabnianie się może sprzyjać kreowaniu spójnego, pozy­tywnego wizerunku? Mam na myśli udzielanie się w reklamach telewizyjnych, talk show, teleturniejach, dyskusje w sprawach polityki, recenzowanie rajdów... Złośliwi twierdzą, że założył Pan fundację tylko po to, by poprawić swój image.

K.H. Tak pewnie jest, że dla niektórych sam w sobie jestem marką, a inni uważają, że rozmieniam się na drobne. Nigdy nie zadowoli się wszystkich naraz. Nie do mnie też należy ocena, czy mój wizerunek jest pozytywny czy też nie. Mogę mieć co najwyżej nadzieję, że jest on pozytywny. W końcu nigdy nie zrobiłem niczego gorszącego, z moim nazwiskiem nie kojarzą się żadne afery, mam od zawsze tę samą żonę i kochające córki. Rano, podczas golenia, spokojnie patrzę w lustro, bo wiem, że żyję godnie i uczciwie. I nie chcę nawet komentować ostatniej sugestii zawartej w pytaniu. To takie specyficznie polskie podej­ście - doszukiwanie się dziury w całym, zwłaszcza gdy komuś coś się udaje. Zamiast cieszyć się jego sukcesem, próbuje się go dezawuować albo nawet obrażać.

A.D. Na poświęconej Panu stronie internetowej można prze­czytać masę komplementów: „Świetna aparycja, inteligencja,
swoboda zachowania przed kamerą" (...) „W przeciwieństwie do innych sportowców, przed kamerami czuje się jak ryba w wodzie"(...) „Nienaganne życie prywatne"(...) „Idol bez granic pokoleniowych - ma fanów od lat 5 do 105!" Wypo­wiedzi te dowodzą ogromnej popularności. W jaki sposób dba Pan o utrzymanie takiego wizerunku? Czy otacza się Pan zespołem doradców, czy może ufa tylko sobie?

K.H. Zacytowała Pani profesora Bralczyka, którego zdanie szczegól­nie sobie cenię. Cieszę się, że wiele osób tak mnie postrzega. Zresztą, podróżuję dużo po Polsce i na co dzień spotykam się z dowodami sympatii, co czasem, jak już wspominałem, potrafi być nawet nieco męczące. Na szczęście nie muszę ze względu na wizerunek szczególnie uważać, co mówię i robię, bo... zawsze jestem sobą. Nie muszę udawać ani grać kogoś innego niż jestem naprawdę. Sprawą ważną jest również to, że od wielu lat towarzyszy mi zespół ludzi,
a właściwie przyjaciół, którzy dbają o to, żebym miał co robić: pla­nują mój kalendarz i wykonują ogromną pracę związaną z obsługą różnych wydarzeń, w których uczestniczę. Wspólnie decydujemy o kierunkach planowanych działań, zastanawiamy się, które pro­pozycje przyjąć, a które odrzucić, gdzie wystąpić, a gdzie nie, tak by po otwarciu lodówki nie wyskakiwał z niej Hołowczyc...

A.D. Jak ocenia Pan swoje relacje z mediami?

K.H. Przy moim zawodzie i działalności, jaką prowadzę w ramach fundacji, naturalne jest, że muszę współpracować z mediami i ro­bię to bardzo chętnie. Nie boję się kamer, trudnych wywiadów, nie paraliżuje mnie trema. Przeciwnie, występy publiczne dostarczają mi adrenaliny, jak sport, i motywują do działania. Oceniam moje relacje z mediami jako bardzo dobre. Potwierdzeniem tego jest chyba ilość publikacji na mój temat, do tego najczęściej bardzo pozytywnych. Oczywiście czasem zdarzają się „ostre zakręty" gdy ktoś na siłę szuka taniej sensacji. Ale to zupełny margines, choć przyznam, że bywa to bardzo nieprzyjemne. Ot, jak choćby wtedy, gdy największy tabloid na okładce przypisał mi obraźliwą opinię o kobietach-kierowcach, choć zawsze i wszędzie powtarzam, że panie jeżdżą bezpieczniej od mężczyzn.

A.D. Dziękuję za rozmowę.


© Fundacja "Kierowca Bezpieczny"


Poprzenia strona...

Na górę strony...

 



Wystawa Mleczko & Hołowczyc ''Bądź bezpiecznym kierowcą'' http://www.partnerstwodlabezpieczenstwa.pl Akcja Krzyś Krzysztof Hołowczyc [www.holek.pl]
Hołowczyc Management [www.holowczyc.pl]
Prawo jazdy [www.prawojazdy.pl]
Krajowa Rada Bezpieczństwa Ruchu Drogowego [www.krbrd.pl] MIVA Polska [www.miva.pl]
Sponsoring Expert - badania efektywności sponsoringu